
Gra w zastraszanie, czyli po co komu strajki Ghosh S., G. Gratton, C. Shen, "Intimidation: Linking Negotiation and Conflict", 2015
Na blogu raz po raz prezentujemy Wam tematy, które na pierwszy rzut oka wyglądają, jakby zupełnie nie miały związku z ekonomią. Pisaliśmy już o decyzjach rodzinnych, wyborze doradców czy zachowaniach stadnych (i o tym jak z nimi walczyć). To tylko pokazuje, jak szerokie kręgi zatacza ekonomiczna metodologia, wchodząc w coraz to nowe obszary badań. Dziś znów zagadnienie w nieoczywisty sposób ekonomiczne – o konfliktach interesów, strajkach pracowniczych i terrorystach. Temat – niestety! – bardzo aktualny, zarówno w kontekście ostatnich wydarzeń we Francji, jak i tych mniej dramatycznych (choć równie gorąco rozpalających debaty) z polskiego podwórka.
Strajk to gra, w której obie strony tracą. Protestujący ryzykują swoje pensje i utratę pracy, pracodawca ma do czynienia z zastojem produkcji i potencjalnym kłopotem z dotrzymaniem zobowiązań. Rozpoczęcie tej kosztownej rozgrywki ma jednak uzasadnienie – jeśli pracodawca ulegnie żądaniom, do ugrania jest potencjalnie atrakcyjna nagroda w postaci podwyżki czy utrzymania miejsca pracy. Niestety, ustępstwo wiąże się na ogół z poważnym uszczerbkiem dla pracodawcy, nic więc dziwnego, że niekoniecznie pali się on do spełnienia postulatów pracowników.
Bardziej ekstremalnym (i mniej legalnym) przypadkiem gry w zastraszanie jest terroryzm. Grupa nacisku ma pewne cele1, których realizację próbuje wymusić poprzez sianie zniszczenia i budowanie lęku przed potencjalnymi kolejnymi zamachami. Celem gry jest de facto zastraszenie, lub, łagodniej mówiąc, przekonanie drugiej strony konfliktu, że ma do czynienia z przeciwnikiem niezłomnym, który gotowy jest na duże poświęcenie, byle tylko osiągnąć swoje zamiary.
Tego typu gra leży u podstaw modelu Ghosha, Grattona i Shen (2015)2. W każdym etapie potencjalnie nieskończonej rozgrywki jeden z graczy – nazwijmy go Atakującym3 – decyduje, czy podjąć kosztowną batalię o pewien pożądany zasób (np. pieniądze na podwyżki) znajdujący się we władaniu Obrońcy. Sprowokowany Obrońca może spełnić postulaty Atakującego – co kończy grę – bądź nie ulec żądaniom, za to ponieść negatywne konsekwencje ataku. Jeśli zdecyduje się bronić statusu quo, pałeczka ponownie przekazywana jest Atakującemu i problem decyzyjny jest powtarzany. Z małą korektą – jeśli żadna ze stron nie uległa, reputacja każdego gracza w oczach jego przeciwnika rośnie. Strony zatem utwierdzają się wzajemnie w przekonaniu, że dalsza walka ma coraz mniej sensu, gdyż przeciwnik jawi się coraz wyraźniej jako typ nie do złamania.
O ile tylko pechowo nie mamy do czynienia z sytuacją walki dwóch niezłomnych zaślepieńców, długość konfliktu jest losowa, acz ograniczona. W każdym z etapów zarówno Atakujący, jak i Obrońca mogą odstąpić od konfliktu4. Jeśli obie strony będą kontynuować wzajemne zastraszanie nieznośnie długo, w końcu mniej wytrwały gracz uzna, że adwersarz jest “zbyt niezłomny”5 i zdecyduje się zakończyć tę wyniszczającą walkę. Rozgrywka kończy się więc maksymalnie z momentem przekroczenia progu bólu (lub dowolnie wcześniej). Ten zaś wyznaczony jest przez początkowy poziom wytrwałości w który wierzy przeciwnik.
Tu wracamy do przykładu strajków i pewnych zaskakujących obserwacji na temat ich częstości występowania. Okazuje się, że strajki pracownicze są częstsze (przynajmniej w Stanach i Kanadzie) w czasie boomu ekonomicznego6. I rzeczywiście, w świetle przedstawionego dziś modelu, w okresie rozkwitu gospodarczego, pracodawcy trudno jest zgrywać nieugiętego – prawdopodobnie, skoro jest boom, nie może użyć argumentu “nie dam, bo nie mam” wobec żądań pracowników. Podobnie, jak przypuszczam (danych nie znam, choć chętnie poznam), rzecz się ma ze strajkami w firmach państwowych – tu również Obrońcy trudniej jest argumentować, że budżet nie jest z gumy, skoro powszechnie wiadomo, że jest7.
Ciekawym rozszerzeniem modelu jest dodanie etapu negocjacji przed rozpoczęciem rozgrywki. Przy tak zadanym problemie, pertraktacje łagodzą konflikt, ale nie są w stanie z pewnością mu zapobiec. Ten zaskakujący wynik jest skutkiem tego, że początkowa oferta ustępstw ze strony Obrońcy ma ambiwalentny efekt: z jednej strony zaspokaja część żądań Atakującego, co może odwieść go od podejmowania ofensywy, z drugiej zaś – sugeruje Atakującemu, iż przeciwnik jest stosunkowo uległy, co zwiększa nadzieję na zwycięstwo w ewentualnej rozgrywce. Czytelnikowi zostawię (łatwe!) zadanie wskazania przykładu podobnego mechanizmu na polskiej scenie politycznej. Mimo wszystko, jak wskazują autorzy, warto negocjować – nawet jeśli do konfliktu ostatecznie dojdzie, będzie on krótszy niż gdyby rozmów nie było wcale.
Hummus więc radzi wszystkim rządzącym, pracodawcom i związkowcom: warto rozmawiać!8
We wpisie wykorzystano zdjęcie z zasobów Wikimedia Commons (autor: Nick), dostępne na licencji Creative Commons. Zdjęcie przedstawia oczywiście strajki górnicze w Wielkiej Brytanii w 1984 roku.
Osobiście odnoszę wrażenie, że cele terrorystów zazwyczaj nie są specjalnie dobrze wyrażone. Ale może na tym polega trudność. ↩
Sambuddha Ghosh, Gabriele Gratton, Caixia Shen, “Intimidation: Linking Negotiation and Conflict”, preprint, 2015. ↩
Jest to niezbyt fortunne tłumaczenie oryginalnego terminu Challenger. Nie próbuję tu sugerować, że Atakujący jest “złym” agresorem – terminologia ma wyłącznie służyć zapamiętaniu, kto ma pierwszeństwo ruchu. ↩
W teorii gier jest to tzw. strategia mieszana. ↩
Formalnie, prawdopodobieństwo niezłomności przekroczy wyznaczony przez parametry modelu próg. ↩
Po źródła danych odsyłam np. do Peter Cramton, Joseph Tracy, “Unions, Bargaining and Strikes”, 2003. ↩
Rolę gumy pełni księgowy zabieg deficytu. ↩
Zbieżność wniosku z nazwą programu telewizyjnego jest zupełnie przypadkowa. ↩